Rozdział 1
Brice
Z każdym krokiem, coraz trudniej było
jej łapać powietrze. Czuła rozrywający ból w swych płucach. Nie wiedziała, co
zrobić, nie mogła opanować ogarniającego ją z każdą chwilą coraz bardziej
strachu. Korytarz wydawał się nie mieć końca, był wąski, bez choćby
najmniejszego oświetlenia. Wydawało jej się, że biegnie tak w nieskończoność, a
najbardziej przerażało ją to, że nie widziała żadnej możliwości schronienia. W
którymś momencie ujrzała w oddali niewielką poświatę i przyśpieszyła kroku, po
kilku metrach dobiegła do niewielkiego rozwidlenia. Dwa kierunki. Którędy
pobiec? Przymknęła oczy i oparła się o chropowatą, zimną ścianę tunelu. Co
teraz miała zrobić? Po chwili usłyszała za sobą jakiś dźwięk i bez
zastanowienia ruszyła przed siebie, wbiegając na przypadkową ścieżkę. Po
zaledwie kilku krokach wybiegła z korytarza, wprost w objęcia nocy. Nie
zwolniwszy kroku, biegła dalej. Bose stopy raniły teraz ostre kamienie i
gałęzie. Przerażona, podczas bezksiężycowej nocy, samotna w ciemności, potykała
się na ścieżce o plączącą jej nogi sukienkę.
Przystanęła i spróbowała się uspokoić.
Jednak postój sprawił, że jeszcze bardziej opadła z sił. W tym momencie poczuła
obezwładniające ją, potworne uczucie bezsilności. Po chwili ogarnęła ją złość.
Słyszała za sobą kroki. Ciężkie stąpanie, które z każdą chwilą było coraz
bliżej. Nie było sensu uciekać, nie miała już siły, a oprawca był tuż za nią. W
tamtej chwili, wzdychając ciężko, przymknęła oczy i zacisnęła dłonie w pięści,
obracając się gwałtownie w tył. To było jedyne, co jej pozostało - stawić temu
czoła. Uspokajając oddech słyszała, że krok staje się wolniejszy, był coraz
bliżej niej. Nagle wszystko ustało, słyszała teraz tylko jego oddech, ciężki
oraz równie niespokojny jak jej.