środa, 5 listopada 2014

30 sekund - Eres A. Holden



Rozdział 1
Wtajemniczeni
         
      Podążając chłodnym korytarzem, wsłuchiwał się w miarowy odgłos swych kroków, rozmyślając o tym, co będzie tematem dzisiejszego spotkania Rady. Diego nie cierpiał tych długich, nieprzyjemnych miejsc. Za każdym razem odnosił wrażenie, że nie mają końca. Przygnębiały go, a jednocześnie w jakimś stopniu śmieszyły. Momentami wydawało mu się to zbyt przerysowane. Ta cała otoczka grozy, jaką tworzyli, według niego nie była potrzebna. Ale nie miał przecież nic do gadania. W tej kwestii, to nie on podejmował decyzje. Był jedynie członkiem Rady.
         Gdy podszedł do wielkich, dębowych drzwi, pchnął je i wszedł do ogromnego pomieszczenia. Ściany pomalowane były na biało, a sufit znajdował się bardzo wysoko. Sprawiało to wrażenie, że jest jeszcze większe, niż w rzeczywistości. Na środku pokoju stał podłużny stół, a przy nim jedynie czarne, skórzane fotele. Nic więcej. Od razu zorientował się, że obecni są już wszyscy. Ananiasz podniósł się z fotela i przywitał go z lekkim uśmiechem. Był dość wysokim mężczyzną. Szczupły o dość przeciętnej budowie ciała, który jak na swój podeszły wiek prezentował się całkiem dobrze. Szczery uśmiech nadawał jego twarzy łagodnego wyrazu. Miał siedemdziesiąt lat, lecz jego witalność sprawiała, że nie czuło się tego. Życie doświadczało go wielokrotnie, jednakże wyciągał z tego same korzystne lekcje.
         Rada Wtajemniczonych składała się z dwudziestu jeden członków, w tym czterech kobiet. Najważniejszy z nich był właśnie Ananiasz, jako potomek Jegora, założyciela Rady,

piątek, 26 września 2014


Rozdział 1
Brice

Z każdym krokiem, coraz trudniej było jej łapać powietrze. Czuła rozrywający ból w swych płucach. Nie wiedziała, co zrobić, nie mogła opanować ogarniającego ją z każdą chwilą coraz bardziej strachu. Korytarz wydawał się nie mieć końca, był wąski, bez choćby najmniejszego oświetlenia. Wydawało jej się, że biegnie tak w nieskończoność, a najbardziej przerażało ją to, że nie widziała żadnej możliwości schronienia. W którymś momencie ujrzała w oddali niewielką poświatę i przyśpieszyła kroku, po kilku metrach dobiegła do niewielkiego rozwidlenia. Dwa kierunki. Którędy pobiec? Przymknęła oczy i oparła się o chropowatą, zimną ścianę tunelu. Co teraz miała zrobić? Po chwili usłyszała za sobą jakiś dźwięk i bez zastanowienia ruszyła przed siebie, wbiegając na przypadkową ścieżkę. Po zaledwie kilku krokach wybiegła z korytarza, wprost w objęcia nocy. Nie zwolniwszy kroku, biegła dalej. Bose stopy raniły teraz ostre kamienie i gałęzie. Przerażona, podczas bezksiężycowej nocy, samotna w ciemności, potykała się na ścieżce o plączącą jej nogi sukienkę.
Przystanęła i spróbowała się uspokoić. Jednak postój sprawił, że jeszcze bardziej opadła z sił. W tym momencie poczuła obezwładniające ją, potworne uczucie bezsilności. Po chwili ogarnęła ją złość. Słyszała za sobą kroki. Ciężkie stąpanie, które z każdą chwilą było coraz bliżej. Nie było sensu uciekać, nie miała już siły, a oprawca był tuż za nią. W tamtej chwili, wzdychając ciężko, przymknęła oczy i zacisnęła dłonie w pięści, obracając się gwałtownie w tył. To było jedyne, co jej pozostało - stawić temu czoła. Uspokajając oddech słyszała, że krok staje się wolniejszy, był coraz bliżej niej. Nagle wszystko ustało, słyszała teraz tylko jego oddech, ciężki oraz równie niespokojny jak jej.